>>9<< Problemy kolegów z komendy, udana akcja na patrolu z Krzyśkiem
Ostatni na komendzie huczało, od rożnego rodzaju plotek, ludzie jak to ludzie gadali. Najgorętsza sprawa dotyczyła Krzyśka. Jego żona zabrała syna Tośka i wyjechała za granicę. Julia Tokarczyk - prawniczka Krzyśka - odnalazła ich w Londynie (dzięki telefonowi który Tosiek wykonał do Krzyśka). Poleciała na miejsce, kiedy okazało się, że policja ustaliła dokładny pobyt Doroty i Tośka i planowała akcję odbicia Tośka. Niestety podczas tej akcji Dorota - żona Krzyśka - i jej konkubent - groźny przestępca - zostali postrzeleni i zginęli na miejscu. Na szczęście Tośkowi nic się nie stało i Julia przywiozła go całego i zdrowego do Polski. Krzysiek właśnie kończył służbę, kiedy pod komendą zjawiła się Julia z Tośkiem - płakał jak dziecko.... Nie było go też kilka dni w pracy, musiał ogarnąć wszystkie te tematy związane z pogrzebem, itd. Naprawdę mu współczułam - tak wiele przeszedł w swoim życiu, najpierw dom dziecka, teraz ta sytuacji z żoną i porwaniem Tośka. Naprawdę nie źle się trzymał po tym wszystkim - podziwiałam go, a jednocześnie nie potrafiłam zrozumieć Doroty - jak ona mogła tak postąpić, przecież Krzysiek to taki fajny facet, widać po nim było, że rodzina jest najważniejsza.... Takiego faceta to ze świecą szukać...
Później jeszcze pojawiły się problemy u Moniki - nie dość, że walczyła o to by Franek mógł chodzić to wszystko utrudniał jego biologiczny ojciec. Kiedyś wtargnął do mieszkania Moniki i Artura, akurat Monika jeszcze nie wróciła do domu i obrażał Artura,a potem zaczął szarpać Franka, Artur nie wytrzymał i odepchnął biologicznego ojca Franka, niestety tak niefortunnie, ze upadając uderzył głową o kant stołu i stracił przytomność i zapadł w śpiączkę. Pogotowie zabrało go do szpitala, a Artur został zatrzymany w areszcie. Monika przeżywała koszmar. Wzięła kilka dni urlopu, co skutkowało tym, że znowu byłam na patrolu z Krzyśkiem.
Rano po odprawie trochę rozmawialiśmy z Krzyśkiem o Monice i o tym co się stało. Nie tylko my ale wszyscy na komendzie byli w szoku, ale nie mogliśmy w żaden sposób pomóc Monice i Arturowi, w duchu modliliśmy się, żeby temu Kosikowi (biologicznemu ojcu Franka) nic się nie stało. Krzysiek był mocno zdenerwowany tą sytuacją i nic dziwnego w końcu Monika była jego partnerką z patrolu i przyjaciółką, w dodatku Tosiek i Franek mocno zaprzyjaźnili się.
Po rozmowie udaliśmy się do radiowozu i rozpoczęliśmy patrol.
Krzysiek co chwilę wybierał numer do Moniki, od rana próbował się do niej dodzwonić
- no nie odbiera - skwitował Krzysiek
- dziwisz się? - spytałam - wiem, że się o nią martwisz, ale dzisiaj to wydaje mi się, że lepiej dać jej spokój...
- no może masz rację...
- 06 do 00 - odezwał się dyżurny
- tu szóstka, zgłaszam się - odpowiedział Krzysiek
- podjeździe na Krótka 15/8
- a co tam się stało?
- dzwoniła kobieta Anna Nowak, twierdzi, że w jej klatce sąsiadka prowadzi agencję towarzyską
- ok - ale twierdzi czy ma dowody?
- po to właśnie jedziecie, żeby to sprawdzić
- dobra przyjąłem, bez odbioru.
Udaliśmy się na miejsce interwencji, oboje byliśmy w kiepskich nastrojach, ale to nie zwalniało nas z wykonywania pracy, zresztą praca była o wiele lepsza niż bezczynność, przynajmniej, można było zapomnieć o problemach. Szybko załatwiliśmy tę sprawę, jednak u tej kobiety zaniepokoiła mnie duża ilość leków - zwłaszcza jeden z nich. Swoje spostrzeżenia przekazałam dyżurnemu.
Krzysiek cały czas myślami był gdzieś daleko - pewnie przy Monice, w każdej wolnej chwili wydzwaniał do niej i w końcu mu się udało. Pogadali chwilę, Krzysiek zapewnił Monikę o swoim wsparciu i proponowała jej pomoc. Po tym telefonie trochę się uspokoił. Po tej rozmowie zaproponowałam, żebyśmy pojechali na komendę coś zjeść, ale niestety dyżurny miał inne plany wobec nas. Udaliśmy się na kolejną interwencję. Po tej interwencji wróciliśmy do patrolowania ulic. Zadzwonił do mnie telefon, gdy zobaczyłam kto dzwoni odechciało mi się rozmowy.
- nie odbierasz? - spytał zdziwiony Krzysiek?
- to mój ojciec, nie wiem czy mam ochotę z nim gadać
- no to odbierz i mu to powiedz inaczej będzie Cię męczył, przecież wiesz jak jest z rodzicami nie?
- Tato słuchaj ja nie mogę teraz rozmawiać bo jestem w pracy. TAK! Taka mam właśnie pracę. Słuchaj proszę Cię przestań mnie w końcu pouczać. O nie teraz to już przesadziłeś do widzenia.
- o co chodzi? - spytał Krzysiek
- o nic...
- no nie pomyśl, ze jestem wścibski czy coś, no ale po prostu jeździmy teraz razem i uważam, że dobrze by było wiedzieć o sobie coś więcej - powiedział Krzysiek, niesamowity jest, sam nie dawno przeżył traumę, a mimo wszystko przejmuje się innymi, dba o nich - w szoku jestem... nawet sama nie wiem kiedy się rozkleiłam, a po policzku poleciały mi łzy, ale to wszystko przez mojego ojca, i całą tą sytuację w domu, miałam tego dość...
- przepraszam Cię ja wiem, że to jest mało profesjonalne ... wzięłam głęboki oddech..
Ojciec od zawsze miał swój scenariusz na moje życie, chciał żebym robiła tylko to co jemu się podoba, nigdy nie przyjmował do wiadomości, że robię to co chcę, a chcę być policjantką. Dla niego liczyła się tylko kasa, kasa, kasa.... Najgorsze w tym wszystkim było to, ze nawet nie miałam komu się zwierzyć ze swoich problemów, kogoś kto by mnie wysłuchał, przytulił, pocieszył...
- ojciec ma salon samochodowy - zaczęłam po chwili opowiadać Krzyśkowi o moim ojcu, po prostu musiałam to z siebie wyrzucić - ma kupę kasy, jak się dowiedział jaką ja mam wypłatę tooo zaczął się śmiać i pytał czy to jest praca czy hobby jakieś, co to w ogóle jest....
- jakbym słyszał swoją teściową - wtrącił Krzysiek - ok dobra skoro Twój ojciec nie zgadza się z tym co robisz, dlaczego jesteś w policji?
- proszę Cię nie rób mi teraz psychoanalizy..
- nie, nie, nie odpowiedz to jest bardzo ważne pytanie
- bo to lubię ... bo sobie nie wyobrażam, że mogłabym robić coś innego...
- yhmy
- bo to jest moja pasja...
- no właśnie, no i widzisz, sama wiesz co jest dla Ciebie najlepsze, no a to, że inni mają inne zdanie na ten temat no to sory ale to już ich problem..
- ojciec mnie nie rozumie, totalnie mnie nie rozumie!
- ojciec, wiesz troszczy się o Ciebie na swój własny sposób
- taaa jasne nooo...
- może nie właściwy, ale wiesz gość osiągnął sukces i chce, żeby jego dziecko podążało jego śladem, to jest normalne...
- nie czaisz, on mi nigdy nie odpuści... NWVER!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- Emilka nie pozwól sobie wmówić, że ktoś wie lepiej co jest dla Ciebie dobre, dobra??? sama wiesz to najlepiej...
pokręciłam głową
- on mi nie odpuści
- odpuści, odpuści Ci jak tylko zrozumie, że jesteś tak samo uparta jak on, nie możesz się poddać...
Słuchałam Krzyśka i z jednej strony chciałam wierzyć, nie nawet wierzyłam w to co mówi, a mówił to z takim przekonaniem, cieplej na sercu od razu mi się zrobiło, gdy Krzysiek próbował mnie pocieszyć, ale z drugiej strony doskonale znałam mojego ojca wiedziałam jaki jest....
Nasza rozmowę przerwał dyżurny, musieliśmy zająć się kolejną sprawą. Potem wróciliśmy do tej kobiety z porannej interwencji, sprawa się skomplikowała, a między czasie wyszło jeszcze na jaw, że lekarz, który przepisał tej kobiecie leki stracił tracił prawo do wykonywania zawodu. Udaliśmy się na komendę aby z dyżurnym ustalić dalszy plan działania. Razem z komendantem podjęliśmy decyzję, o przeprowadzeniu prowokacji. ja miałam udawać pacjentkę, a Krzysiek miał być moim wsparciem. Przebrałam się w cywilne ubrania i udaliśmy się do gabinetu lekarza.
- bardzo ładnie wyglądasz - stwierdził Krzysiek
- hmmm to problem - odpowiedziałam, ale miło było usłyszeć taki komplement z jego ust....
- dlaczego?
- no bo nie wyglądam na chorą kobietę
- no to taak zmarkotniej na twarzy i tyle, nie... dobra jesteśmy na miejscu, zaparkujemy tutaj, żeby nas nie widział przez okno
- ok
Krzysiek zameldował dyżurnemu, że jesteśmy na miejscu i przystępujemy do akcji..
- Emilka
- tak?
- uważaj na siebie..
- ktoś by pomyślał, że się martwisz o mnie co? - uśmiechnęłam się - siema
Udałam się do lekarza, prowokacja udała się w 100%, udało nam się zdobyć niezbite dowody przeciwko lekarzowi - oszustowi, mam nadzieję, że długo sobie posiedzi....
Po osadzeniu lekarza na dołku udaliśmy się do kobiety z porannej interwencji, aby powiadomić ją, że jest zupełnie zdrowa...
Pani Edyta na początku była bardzo roztrzęsiona gdy się dowiedziała o aresztowaniu lekarza, dopiero po chwili dotarło do niej, że jest zupełnie zdrowa, dziękowała nam za pomoc...
Wróciliśmy na komendę to była już ostatnia interwencja w tym dniu. Ogarnęliśmy papiery i poszliśmy się przebrać. W między czasie poprosił mnie komendant do siebie i udzielił nam pochwały. Wróciłam do pokoju, tam był już przebrany Krzysiek.
- oo widzę, że pochwała u komendanta czyni cuda - odezwał się Krzysiek
- no nie mów, że Ty się nie cieszysz, przecież pochwalił Ciebie również - mówiąc to brałam swoje rzeczy z szafki
- no tak, ale to była Twoja akcja, Ty to zrobiłaś genialnie, tak że....
- nie, czekaj, ustalmy jedną rzecz: to była NASZA akcja! i w ogóle powiem, Ci, że my to byśmy stworzyli nie zły tandem, nie???
- no może..... na razie, hej - powiedział Krzysiek
- na razie cześć
Muszę przyznać, że bardzo dobrze mi się pracuje z Krzyśkiem, chyba najlepiej z tych wszystkich osób z którymi do tej pory jeździłam....
Gdy wychodziłam z komendy zadzwonił mój telefon - to znowu mój ojciec, ale z racji tego, że miałam bardzo dobry humor postanowiłam, że nie dam mu się sprowokować. Porozmawiałam z nim chwilę, ale widząc, że nic nie wskóra rozłączył się.
W drodze do domu wjechałam do sklepu, kupiłam butelkę białego wina - ten dzień trzeba uczcić, skończył się dobrze.
W między czasie zadzwoniła do mnie koleżanka Aneta, chciała wyciągnąć mnie na kawę, ale ja wyjątkowo nie miałam ochoty dzisiaj wychodzić. Zbyłam ją jakąś wymówką i obiecałam, że może w przyszłym tygodniu uda nam się gdzieś razem wyskoczyć...
Zjadłam obiadokolację i obejrzałam film, sącząc winko... Ogarnęłam trochę mieszkanie i poszłam spać...
Komentarze
Prześlij komentarz